Zazdrość – niszczy czy wzmacnia związek

0
76
Rate this post
Szekspir nazywał ją „zielonookim potworem”. To główny powód domowych kłótni i zabójstw dokonywanych w afekcie. Z jej powodu Otello udusił Desdemonę, a niejedna kobieta wystawiła walizki mężczyzny za drzwi, nie mogąc znieść ciągłych podejrzeń, awantur i scen. Czy zazdrość musi być destrukcyjna?

Trudno wyobrazić sobie związek bez choćby minimalnej zazdrości. Ktoś, kto utrzymuje, że wszystko mu jedno, czy partner jest wierny – albo kłamie, albo jest w związku z osobą, na której nieszczególnie mu zależy. Tylko obojętni nie obawiają się rywali. Gdy kogoś kochamy, jest dla nas atrakcyjny i sądzimy, że dla całego świata również taki będzie. Nawet więc gdy ufamy partnerowi, zdarza nam się z obawą patrzeć na osoby w jego otoczeniu. Czym innym jest jednak naturalna i pojawiająca się okazjonalnie obawa przed utratą uczuć bliskiej osoby, czym innym – obsesyjny, nieuzasadniony lęk, który może zatruć życie i zniszczyć związek.

„Jesteś tylko mój”

Uczucie zazdrości towarzyszy nam od zarania dziejów. To jedna z wielu sztuczek ewolucji, mających skłonić człowieka do zadbania o własne geny. Już mężczyzna prehistoryczny, chcąc mieć pewność, że nie będzie wychowywał cudzego potomstwa, pilnował swej wybranki i maczugą zniechęcał potencjalnych rywali. Kobieta prehistoryczna robiła z kolei wszystko, by wydać się bardziej atrakcyjna (czyli płodna), niż inne członkinie plemienia. Nie mogła wszak dopuścić, by opiekun jej dzieci i stały dostawca dziczyzny przeniósł się do jaskini innej damy. Na odczuwanie zazdrości zostaliśmy więc niejako skazani.

 

Jaskinie opuściliśmy już jakiś czas temu, znamy takie słowa jak podmiotowość, zaufanie i wolność jednostki. Jednak wciąż tylko nieliczni potrafią opanować chęć posiadania ukochanej osoby na własność. Mówimy: „mój chłopak”, „moja dziewczyna”… Pragniemy obecności partnera w naszym życiu i chcemy mieć gwarancję, że będzie przy nas na dobre i na złe. Dopóki kontrolujemy te emocje i zdajemy sobie sprawę, że całkowite zawłaszczenie drugiego człowieka nie jest ani możliwe, ani wskazane – wszystko w porządku. Gorzej, gdy partner jest dla nas całym światem, a granica między „my” a „ja” zostaje zatarta.

Chory Otello

Osoba, której nie interesuje nic oprócz związku, a swoje szczęście uzależnia wyłącznie od obecności partnera – ma wszelkie dane, by stać się przesadnie zazdrosna. Nie tylko o innych ludzi, ale nawet o czas, który to drugie spędza osobno (poświęcony np. na hobby). Zafiksowaniu na osobie partnera najczęściej towarzyszy niskie poczucie własnej wartości. Słaba samoocena sprawia, że wszędzie wokół widzimy ludzi bardziej od nas atrakcyjnych, gotowych w każdej chwili odebrać nam partnera. Lęk może wówczas stać się paniczny, a zazdrość – obsesyjna.

 

Stała kontrola wydaje się zazdrośnikowi jedyną skuteczną metodą na zatrzymanie kogoś przy sobie, podejrzliwość i nieufność towarzyszą mu więc na każdym kroku. Reaguje nerwowo na wzmiankę o nowej znajomości, wyjście partnera z przyjaciółmi czy informację o spotkaniu ze znajomym z dawnych lat. Stara się nie spuszczać go z oka, a w towarzystwie daje jasne sygnały – „to mój facet/ moja kobieta”. Jeśli dodatkowo szpieguje partnera (np. sprawdzając telefon czy pocztę), stawia absurdalne zarzuty o urojone zdrady, robi awantury lub wręcz posuwa się do przemocy – możliwe, że cierpi na nerwicę obsesyjną, zwaną „zespołem Otella”.

 

„Obsesyjni zazdrośnicy męczą swoich partnerów ciągłymi pytaniami, nie wierzą w nic, co od nich słyszą. Śledzą ich, zwracają uwagę na nic nieznaczące fakty. Poszukują nieistniejących kochanków, (…) każde działanie partnerów interpretują jako zdradę albo próbę oszukania lub zmylenia” – pisał Jakub Kołodziej w magazynie psychologicznym „Charaktery”.

 

Taki człowiek (sam głęboko cierpiący i potrzebujący psychoterapii), bardzo prędko zamienia życie najbliższej osoby w koszmar.

Drugi biegun

Czy jednak – z drugiej strony – życie z kimś w ogóle nie okazującym zazdrości będzie sielanką? Niekoniecznie. Zaufanie to rzecz bezcenna, jednak nie można mylić go z obojętnością. Całkowity brak zazdrości może świadczyć o kryzysie związku. To drugi biegun postawy: „jesteś tylko mój”. Tyle, że charakterystyczny dla osób zbyt pewnych siebie i tego, że partner wszystko im wybaczy, wszystko zniesie i w ogóle nie trzeba się o niego starać. Bo skoro i tak do nas „należy”… Okazując (umiarkowaną) zazdrość, dajemy drugiej osobie sygnał, że wciąż jest dla nas atrakcyjna i obawiamy się ją stracić. Natomiast beznamiętne „nie jestem o ciebie zazdrosny” może nieść ukryty, raniący przekaz: „bo kto by cię tam chciał”, „kto oprócz mnie z tobą wytrzyma”, etc.

 

Osoba podejrzewająca partnera o obojętność czuje się niegodna zainteresowania – może więc spróbować poszukać go gdzie indziej. Warto pamiętać, że partner – nawet ślubny małżonek – nie jest nam dany raz na zawsze. I właśnie ukłucie zazdrości to mechanizm obronny, który potrafi nam o tym przypomnieć.

Owocna gra

Gdy do związku wkrada się chłód, wiele osób próbuje celowo wzbudzić zazdrość partnera. Mężczyzna opowiada o miłej koleżance z pracy, kobieta, wzdychając z nostalgią, przegląda album ze zdjęciami „byłego”… Tego typu gry, choć nie do końca czyste, czasem odnoszą pożądany skutek. Poczucie zagrożenia może sprowokować powiew świeżości w związku” – mówił seksuolog dr Andrzej Depko w rozmowie dla portalu zdrowie.onet.pl – „Przypomina mężczyźnie, że nie ma kobiety na własność, że może ją stracić na rzecz innego. A to mobilizuje go do większych starań, aktywizuje w nim sto procent męskości”.

 

Zazdrość może być więc nie tylko destrukcyjna, ale także twórcza i motywująca. Zaniepokojone kobiety zaczynają bardziej o siebie dbać, mężczyźni robią wszystko, by partnerka nie pomyślała, że gdzieś poza domem może czekać lepszy seks… Zakładamy, że jeśli to, co najważniejsze, druga osoba dostanie od nas, nie będzie szukać gdzie indziej.

 

Z badań przeprowadzonych w USA wynika, że związki, w których partnerzy są o siebie zazdrośni i nie ukrywają tego, trwają statystycznie o wiele dłużej niż te, w których zazdrość zanika lub nie jest okazywana.

*

„Można panować nad zazdrością i kontrolować ją, utrzymywać na optymalnym poziomie – tak, by była płonącym ogniskiem, które ogrzewa, a nie spala” – pisał Jakub Kołodziej. Żadna emocja sama w sobie nie jest zła. Wypieranie uczuć postrzeganych jako negatywne i słabo społecznie akceptowanych (np. złości czy gniewu) może co najwyżej zrodzić frustrację. Zazdrość nie jest wyjątkiem od tej reguły. Ona także ma swoją funkcję do spełnienia. Warto postarać się, by była sprzymierzeńcem, a nie wrogiem.