Seks w trójkącie, to podobno jedno z bardziej popularnych marzeń erotycznych, ale zarazem też najlepiej skrywanych. Łatwiej się przyznać do np.: seksu na łonie natury, niż chęci dołączenia kogoś trzeciego do intymnej zabawy… Podobnie było też w naszym przypadku, dopóki nie znaleźliśmy kogoś kto pasował idealnie do naszych wymagań.
Przed podjęciem decyzji targało nami wiele pytań, o to czy to nas wzmocni, czy może odsunie od siebie. Czy nas jeszcze bardziej podkręci, czy wpędzi w kompleksy. Jednak chęć spróbowania czegoś nowego była silniejsza!
Poszukiwania tego trzeciego elementu zaczęły się od … kłótni o to, czy to ma być kobieta czy mężczyzna. By w końcu zadać koniec naszym niekończącym się rozmyślaniom, zgodziłem się, by trzeci element był płci… męskiej.
Nie bałem się tego, że mogę źle wypaść na tle konkurencyjnej firmy. Pytania typu: „a co jeśli on będzie lepszy?” , „a co jeśli on będzie bardziej wystarczający?”, „a co jeśli on zawróci jej w głowie?” zbywałem w myślach krótko: „wiem, że moja kobieta mnie kocha, więc mogę spać spokojnie; nawet jeśli nasz kompan okazałby się lepszy ode mnie pod jakimś tam względem, ja wiem, że to ja jestem jej wybrankiem, i mam też swoją wartość, swoje zalety!!”. Wiktoria natomiast była po prostu… podekscytowana. Nic więcej nie udało mi się z niej wydusić.
W nasze sprawy intymne nie chcieliśmy mieszać kogoś zupełnie nam obcego. Zaczeliśmy więc rozglądać się wokół naszej najbliższej przestrzeni. I tak wybór padł na niego – opalony, w kwiecie wieku, dojrzały psychicznie i fizycznie! Spotkaliśmy go w sklepie. Wiktoria trąciła mnie i skineła głową mówiąc:
– A może on?? Powinien być wartościowy!
Wspólnie zatwierdziliśmy wybór. Na szczęście nie miał żadnych oporów, by przystać na naszą niemoralną propozycję…!
Mając już wybranka, dokupiliśmy wino w sklepie po drodze (mały rozluźniacz zawsze jest mile widziany) i udaliśmy się do naszego skromnego, 2-pokojowego mieszkanka. Po drodze do domu panowała niezwykła cisza, lekki niepokój przed tym, co ma nastąpić. Właściwie znaliśmy go tylko z widzenia. Zgodził się jednak na ten jednorazowy numer. Po fakcie, obiecał odejść i nigdy nie wracać do tego, co dopiero miało się wydarzyć…
Po przełamaniu pierwszych lodów, po kilku łykach wina ze środkowej półki, przedstawiliśmy mu nasze zasady, które wcześniej ustaliliśmy wspólnie z Wiktorią. Były one dosyć rygorystyczne i stosunkowo proste. Plan zakładał, że nasz kompan da nam pół godziny samotności, po czym wkroczy do akcji. Następnie my przejdziemy do pozycji 69, w której to Wiktoria będzie na górze, a on po prostu zajmie się jej wypiętym ciałem, wchodząc w nią od tyłu. Nie wolno mu było niczego innego, prócz ruchów przód-tył. Żadnych pocałunków, żadnego dotykania. Jeśli już musi, może oprzeć dłonie na jej biodrach. Milczeniem zakceptował nasze warunku. Zresztą, nie miał wyboru! 😉
Oddalając się z Wiktorią na nasze umówione pół godzinki byliśmy tak podnieceni, że sami zsuneliśmy z siebie nasze ubranka. Po kilku głębokich pocałunkach i upewnieniu się, że to tylko zabawa, przeszliśmy do pozycji 6 na 9. Miękkie szerokie łoże, ja na dole, Wiktoria na górze. Dotykaliśmy się nieznacznie, by mieć siły na przyjście naszego kompana. Lekki szum torebki foliowej obok drzwi i pojawił się on – bogato obdarzony, zdrowy, dojrzały banan! Ubrałem go we wcześniej specjalnie zakupione nawilżane prezerwatywy. Dodałem nieco własnej śliny i zabrałem się do penetracji jej łona, wypiętego tuż nad moją głową. Przytrzumując jedną dłonią jej wypięte pośladki, drugą nadawałem naszemu kompanowi ruchy posuwiste. Na efekty nie było trzeba czekać długo. Coraz częstsze pomruki i skurcze mięśni w efekcie dały silny orgazm, który uwięził mnie pod jej napiętym i szczytującym ciałem. Gdy tylko odzyskała siły, dokończyła swoją część miłości francuskiej w tym wydaniu…
Z przyczyn niezależnych od nas, nasz kompan po całej zabawie nadawał się … właściwie nie nadawał się do niczego! Był jakby to powiedzieć… wypompowany. Po niezwykłym seksie w trójkącie, powróciliśmy do całkiem zwykłego spania we dwoje 🙂