Seks oralny – sztuka i tabu

0
70
Rate this post
Dla jednych jest synonimem najgłębszej intymności, wyrazem pełnej akceptacji ciała partnera. Dla innych – praktyką wywołującą niesmak, niechęć lub zgorszenie. Wbrew pozorom, seks oralny nie jest wynalazkiem naszych liberalnych czasów. Był znany i praktykowany już w starożytności. Wciąż jednak budzi kontrowersje.

Seks oralny polega na pobudzaniu genitaliów partnera/ partnerki ustami i językiem. Oralne pieszczoty penisa noszą nazwę fellatio, natomiast łechtaczki i pochwy – cunnilingus.

 

Współcześnie wiele par traktuje tę formę intymności jako naturalny, stały element współżycia. Jednak podejście do seksu oralnego – zależnie od epoki i szerokości geograficznej – mogło wyglądać bardzo różnie.

Sztuka i tabu

Całkowita akceptacja miłości oralnej panowała zwłaszcza tam, gdzie erotykę uznawano za istotny, autonomiczny element ludzkiego życia. W starożytnych Indiach czy Chinach seks nie służył wyłącznie prokreacji, stanowił element duchowości. Niekiedy podnoszony był wręcz do rangi sztuki. We wschodnich podręcznikach ars amandi – m.in. Kamasutrze czy Sztuce Sypialni Najszlachetniejszego Tunga – można znaleźć szczegółowe (nierzadko ilustrowane) opisy pozycji i technik oralnych. Wszystko po to, by partnerzy doznali maksymalnej przyjemności i poczucia zjednoczenia.

 

Nieco inaczej sprawa miała się w starożytnej Grecji i Rzymie. Seks oralny był tam wprawdzie ceniony, jednak osobie szlachetnie urodzonej nie wypadało być stroną aktywną. Wykonywanie fellatio uważane było za czynność poniżającą, zarezerwowaną dla kurtyzan i niewolników (obojga płci). Ze względu na niską pozycję kobiety w świecie antycznym cunnilingus był tematem bardziej wstydliwym, choć niewątpliwie znano go i praktykowano (zarówno w miłości heteroseksualnej, jak i lesbijskiej).

 

W tradycji judeochrześcijańskiej, z jej dualistycznym podziałem na czystą duszę i grzeszne, „brudne” ciało, seks oralny stanowił tabu. Jako że nie służył prokreacji, uznawano go za czynność bezbożną i przeciwną naturze. Nic dziwnego, że przez stulecia funkcjonował na marginesie kultury zachodniej. W łożu małżeńskim nie było na takie praktyki miejsca, mężczyzna marzący o fellatio ratunku musiał szukać u prostytutek. A już cunnilingus nikomu nie mieścił się w głowie.

 

Jeszcze w początkach XX wieku próby nakłonienia małżonka do kontaktów oralnych stanowiły podstawę do orzeczenia rozwodu. Zmiany w tej kwestii przyniosła dopiero rewolucja seksualna lat 60./70. oraz rozwój seksuologii.

Strach przed „nieczystym”

Także i obecnie osoby wierzące często powstrzymują się przed uprawianiem seksu oralnego, widząc w nim praktykę „nieczystą” lub „niezgodną z naturą”. Warto jednak wiedzieć, że dziś Kościół katolicki podchodzi do sprawy bardziej liberalnie. Seks oralny jest dopuszczalny, tyle że – jak każda forma zbliżenia płciowego – wyłącznie pomiędzy małżonkami. Dodatkowe zastrzeżenie dotyczy fellatio – wierzący mogą je praktykować wyłącznie w formie gry wstępnej, do wytrysku musi dojść w pochwie kobiety.

 

Niechęć do oralnego pieszczenia genitaliów partnera pojawia się jednak nie tylko u osób religijnych. Może wynikać ze wspomnianych wyżej uwarunkowań kulturowych – przekonania, że narządy płciowe (choćby i najstaranniej umyte) są symbolicznie „brudne”, więc dotykanie ich ustami zawsze będzie „obrzydliwe”. Często najbardziej brzydzą się osoby, które seksu oralnego nigdy nie próbowały, mają natomiast silnie zakodowane przeświadczenie, że to coś nienormalnego, „zboczonego”, co robią „tylko prostytutki”. Z takimi przekonaniami trudno walczyć – nie poddają się racjonalnej argumentacji.

Dla ogromnej liczby mężczyzn fellatio jest jedną z najbardziej pożądanych form kontaktu seksualnego, większość panów nie odczuwa też najmniejszej niechęci na myśl o zaspokajaniu oralnie partnerki. Więcej oporów przed miłością francuską miewają kobiety – i to nie tylko wtedy, gdy same są stroną aktywną.

Pułapki fizjologii

Niechęć i obrzydzenie mogą wynikać ze złych doświadczeń – np. seksu z partnerem nie dość dbającym o higienę. Źródłem niepokojów bywa też lęk przed zadławieniem. Niektórzy mężczyźni podczas fellatio mimowolnie łapią partnerkę za głowę lub zaczynają wykonywać ruchy frykcyjne. Jest to reakcja nieświadoma, nie wynika ze złej woli czy chęci okazania dominacji. (Co nie znaczy, że mężczyzna – gdy już zwróci mu się uwagę – nie jest w stanie się od niej powstrzymać.) Warto zadbać o dobranie pozycji tak, by strona aktywna miała kontrolę nad tym, jak głęboko penis wnika w jej usta.

Bywa, że niepokojem napawa kobiety nie tyle myśl o samym seksie oralnym, ile o jego finale. Wynika to z (mylnego) przeświadczenia, że ukoronowaniem fellatio musi być wytrysk w ustach. Tymczasem u sporej części kobiet sama myśl o połykaniu (a nawet próbowaniu) spermy wywołuje odruch wymiotny. Na szczęście wielu mężczyzn deklaruje, że finał w ustach nie ma dla nich większego znaczenia. Natomiast ok. ¼ panów w ogóle nie jest w stanie szczytować w trakcie fellatio – to dla nich wyłącznie bardzo podniecająca forma gry wstępnej.

Problemy ze smakiem spermy mogą – paradoksalnie – sprawić, że kobieta za dużo myśli o smaku i zapachu własnych wydzielin, gdy to partner zaspokaja ją oralnie. Tymczasem dla większości mężczyzn naturalny zapach podnieconej kobiety to niezwykle silny bodziec erotyczny. Wiele kobiet zastanawia się także nad wyglądem własnych narządów intymnych, martwią się ich kolorem lub kształtem. I znów – warto pamiętać, że dla heteroseksualnego mężczyzny widok waginy (zwłaszcza z bliska) jest naturalnie podniecający. Mężczyźni są wzrokowcami, ale to nie oznacza, że będą analizować i oceniać wielkość łechtaczki albo długość „motylków”. Zamiast więc martwić się własnym wyglądem – lepiej poddać się przyjemności. Zwłaszcza, że dla dużej liczby kobiet pieszczenie łechtaczki ustami to najskuteczniejsza (a czasem jedyna) droga do orgazmu.

Walka o władzę

Niechęć do kontaktów oralnych może też wynikać nie tyle z braku informacji, ile z ich nadmiaru. Z ogólnodostępnych w internecie filmów pornograficznych czerpią dziś wiedzę o seksie ludzie coraz młodsi. I wbrew pozorom – nie tylko chłopcy.

Kobieta pokornie klęczy przed swym panem, dziarsko poruszającym biodrami, jakby nie odróżniał ust od pochwy. Cała operacja kończy się obowiązkowym wytryskiem na twarz (lub, gdy aktorka ma mniej szczęścia – w oko). To obraz kojarzący się z poniżeniem, sprowadzający kobietę do roli seksualnej niewolnicy. Komuś niedoświadczonemu obejrzenie takiej sceny może pozostawić przeświadczenie, że fellatio służy głównie upokorzeniu i zdominowaniu kobiety.

Tymczasem w świecie rzeczywistym to, kto będzie na górze, kto na dole, czy najpierw pieszczona jest kobieta, czy mężczyzna (czy też zdecydują się na pozycję „69”) – zależy od chęci i fantazji obojga partnerów. Chodzi o czułość i przyjemność, nie o pokazanie, „kto tu rządzi”. Seks oralny „na żywo” daje też kobiecie możliwość przekonania się – za pomocą wszystkich zmysłów – że obcuje z najdelikatniejszą i najwrażliwszą częścią męskiego ciała. Niektóre kobiety fakt ten wzrusza i sprzyja wzmocnieniu więzi uczuciowej z partnerem. Dla innych – zwykle tych z problemami – jest powodem niezdrowej satysfakcji. Nie dość, że w pełni kontrolują podniecenie mężczyzny, to jeszcze mają w rękach (i nie tylko) najdelikatniejszą część jego ciała. „Wiem, że zawsze mogę go ugryźć!” – pisze anonimowa internautka na forum Kafeteria.pl. Gdy wykonywanie fellatio zamiast przyjemności erotycznej daje wyłącznie poczucie władzy i kontroli, to sygnał, że warto zastanowić się nad swoim stosunkiem do partnera (i mężczyzn w ogóle). Oddanie części intymnych do dyspozycji drugiej osoby to dowód zaufania. Nie warto go nadużywać.

*

Kontakt oralny to szczególna forma intymności i nie każdy jest na nią gotów. Wątpliwości czy odmowa nie muszą jednak oznaczać, że dana osoba nie kocha partnera czy nie akceptuje jego ciała. Dopóki oboje czerpią satysfakcję z innych form seksu – wszystko jest w porządku. Gorzej, gdy jedna ze stron tęskni za miłością oralną, a druga albo zgadza się „dla świętego spokoju” (z miłości czy lęku przed utratą partnera), albo nie jest w stanie się przełamać i czuje, że swą odmową unieszczęśliwia partnera. Przymuszanie do kontaktów oralnych (np. pod groźbą rozstania) jest niedopuszczalne, uporczywe namawianie i przekonywanie – mało skuteczne. Pomóc może szczera rozmowa i stopniowe oswajanie się z ciałem drugiej osoby. Zazwyczaj pierwszy kontakt oralny „przydarza się” zupełnie spontanicznie, w trakcie innych pieszczot. I może się okazać, że stanowi źródło ogromnej satysfakcji – nie tylko dla strony obdarzanej pieszczotami.

„Na początku myślałam, że to niewykonalne, że pewnie wycofam się w trakcie, że zwymiotuję… a było wręcz przeciwnie. Odczuwałam przyjemność” – pisze internautka o nicku „Denia” na forum Kafeteria.pl. – „Nie czuję obrzydzenia, biorąc penisa do ust. Na pewno żeby to zrobić, potrzebuję pewnej więzi z osobą, której to robię. Ale przecież gdyby tej więzi nie było, nie poszłabym z nim do łóżka.”