Seks – co to takiego

0
65
Rate this post
Słowo „seks” najczęściej traktujemy jako synonim „stosunku”. Tymczasem „seks” to pojęcie niesłychanie szerokie. Jak go zdefiniujemy, zależy od naszej wiedzy, wyznawanych wartości, stopnia pruderii. Jak również od faktu, kto ów „seks” uprawia.

Klasówka z seksu

Z badań przeprowadzonych przez naukowców z Instytutu Kinsley’a (Uniwersytet w Indianie) wynika, że dla przeciętnego Amerykanina „uprawianie seksu” nie jest pojęciem jednoznacznym. Naukowcy zapytali 486 mieszkańców stanu Indiana (204 mężczyzn i 282 kobiety w wieku od 18 do 96 lat), jakie zachowania seksualne są, ich zdaniem, „uprawianiem seksu”. Okazało się, że 30% badanych nie uważało za seks miłości oralnej, 20% natomiast uznało, że stosunek analny to nie seks. Aż dla 11% ankietowanych brak wytrysku u mężczyzny oznacza, że do seksu nie doszło…

Naukowcy zmartwieni byli poziomem seksualnej świadomości respondentów – przede wszystkim dlatego, że nikła lub błędna wiedza na temat zachowań seksualnych utrudnia profilaktykę i leczenie chorób przenoszonych drogą płciową. „Jeśli ludzie nie uważają pewnych zachowań za uprawianie seksu, to mogą też sądzić, że nie dotyczą ich informacje na temat związanych z nimi zagrożeń zdrowotnych” – mówił wówczas prof. Wiliam L. Barber.

Jednak kontrowersje i niejasności wokół pojęcia „seks” mogą pojawić się także na innych płaszczyznach.

Molestowanie nietoperzami

W znaczeniu najbardziej ogólnym seks (od łacińskiego sexus – płeć) to całokształt życia erotycznego człowieka – włącznie z czynnościami tak niewinnymi, jak flirt i uwodzenie. W nieco węższym sensie pojęcie seksu obejmuje „wszelkie zachowania seksualne”. Czym jednak są owe zachowania? Trudno o jednoznaczną odpowiedź.

Seksuolodzy skłonni są postrzegać jako „zachowanie seksualne” nie tylko stosunek, ale wszelkie „kontakty cielesne o charakterze seksualnym, niebędące obcowaniem płciowym”. Zalicza się do nich petting (wzajemne pieszczoty sfer erogennych poprzedzające lub zastępujące stosunek), seks oralny i analny. Za aktywność seksualną uznaje się również masturbację, a także – co istotne – „każdą czynność (także bez kontaktu cielesnego), która zmierza do uzyskania pobudzenia seksualnego lub zaspokojenia potrzeby seksualnej przez osobę tę czynność wykonującą lub aranżującą jej wykonanie”. Na tym jednak problemy z definicjami się nie kończą. O tym, jak trudno precyzyjnie zaklasyfikować „czynność, która zmierza do uzyskania pobudzenia lub zaspokojenia potrzeby seksualnej” świadczą chociażby procesy o molestowanie seksualne. Jakiś czas temu skandal wybuchł w środowisku akademickim. Irlandzki psycholog pokazał swojej koleżance, wykładającej medycynę na tej samej uczelni, pewien artykuł naukowy. Wynikało z niego, że nietoperzom zdarza się uprawiać seks oralny. Badacz, jak twierdzi, działał z niewinnych pobudek – chciał się podzielić ciekawą informacją z koleżanką po fachu. Ta jednak poczuła się urażona i oskarżyła go o molestowanie seksualne…

Dziewice z doświadczeniem

Tam, gdzie w grę wchodzą raczej słowa i sugestie, niż czyny (zwłaszcza lubieżne) faktycznie dość trudno stwierdzić, co jest, a co nie jest „zachowaniem seksualnym”. Jak jednak wytłumaczyć fakt, że ludzie skłonni są nie uważać za seks czynności, które słowo „seks” mają już w samej nazwie? Na postawione przez magazyn „Playboy” pytanie, „czy seks oralny to seks?” „tak” odpowiedziało 52% mężczyzn i 46% kobiet. Ankieta bynajmniej nie dotyczyła nietoperzy.

Ograniczenie pojęcia „seksu” do klasycznego stosunku pochwowego niesie jednak ze sobą sporo komplikacji. Bo jak wobec tego definiować na przykład dziewictwo? Czy dziewczynę, która uprawiała już seks oralny i analny (dajmy na to – z kilkoma partnerami), a genitalnego nie, można jeszcze nazywać dziewicą? Technicznie na pewno – dopóki błona dziewicza pozostała nienaruszona. Trudno jednak powiedzieć, że jest dziewicą w pełnym tego słowa znaczeniu.

Jak pokazują badania, to, co decydujemy się uznać za seks, zależy nie tylko od stanu naszej wiedzy na temat ludzkiej płciowości, ale i od faktu, czy daną czynność wykonywała osoba ankietowana, czy też jej partner/partnerka. Pojęcie seksu staje się bowiem szczególnie ambiwalentne, gdy w grę wchodzi zdrada.

Nie ma seksu, nie ma zdrady

Przykład, jak bardzo swobodnie można podchodzić do kwestii co jest, a co nie jest seksem, dał światu były prezydent USA Bill Clinton przy okazji tzw. „afery rozporkowej”. Prezydent twierdził bowiem, że ze stażystką Monicą Levinsky bynajmniej nie uprawiał seksu – ona tylko robiła mu fellatio, nie dopuścił się więc zdrady małżeńskiej. Clintona – jak pisał Marcin Prokop w felietonie dla magazynu „Glamour” – „należałoby uznać za praojca nowoczesnej definicji zdrady. Wedle jego wykładni, wszystko, co nie jest penetracją, pod zdradę nie podpada. Koniec, kropka. (…) Niestety, tak właśnie myśli większość facetów. Ba, wielu z nich uzupełnia tę regułę o dodatkowe przykazania, w myśl których seks w delegacji, po pijaku, z koleżanką z pracy albo kombinacja wszystkich powyższych okoliczności zdradą absolutnie nie jest”.

Sondaż przeprowadzony przez „Glamour” wykazał, że bycie stroną bierną podczas fellatio wykonywanego przez kobietę inną niż stała partnerka nie jest zdradą dla 9% badanych mężczyzn. Użycie przez Prokopa sformułowania „większość facetów” to więc – na szczęście – pewna przesada.