Zabawki erotyczne tylko dla kobiet

0
94
Rate this post
Przemysł erotyczny wydaje się dziedziną stworzoną przede wszystkim na potrzeby mężczyzn. Jednak większość klientek seks shopów stanowią dziś panie, i to w różnym wieku. Kobieca masturbacja nie jest już tematem tabu. Sklepy „tylko dla dorosłych” oferują szeroki wachlarz produktów służących wyłącznie damskiej przyjemności.

Nic dziwnego – sztandarowy przykład i niemal synonim „zabawki erotycznej” – wibrator – wymyślony został na potrzeby kobiet.

Król gadżetów

Pierwsze wibratory pojawiły się w XIX wieku w… gabinetach lekarskich. Uważano, że doprowadzenie za ich pomocą pacjentki do orgazmu pomoże w leczeniu „kobiecej histerii” (jej głównymi objawami miały być bóle głowy, nerwowość, humory i ogólna słabowitość). Zarówno istnienie samej jednostki chorobowej, jak i kontrowersyjną metodę „terapii” poddano w wątpliwość dopiero w 1910 roku. Pod koniec XIX wieku, wraz z powszechną elektryfikacją, wibratory trafiły pod strzechy.

Współczesnej kobiecie myśl o podłączaniu wibratora do gniazdka elektrycznego wydaje się dość niepokojąca. Już te na baterie stanowiły rewolucję technologiczną, dziś można spotkać gadżety wyposażone w ładowarkę (również na USB). Zmienił się także (oczywiście – nie zasadniczo) kształt zabawki. Twardy, nieprzyjemny w dotyku plastikowy walec o obłej końcówce zastąpiła cała masa obiektów o zróżnicowanych kształtach i fakturach. Małe i duże, wodoodporne, z regulacją rodzaju i natężenia wibracji, z dodatkowym stymulatorem łechtaczki, proste i wygięte (te ostatnie mają pobudzać punkt G). Bywają także w wersji mini – wibrujące jajeczka umieszczane w pochwie, czasem dodatkowo wyposażone w pilota, dzięki któremu można dyskretnie oddawać się przyjemności niemal w każdych warunkach. A także przeznaczone „do użytku zewnętrznego”. Silikonowe lub żelowe motylki do stymulacji łechtaczki można nałożyć na palec lub zamocować na biodrach. Dostępne są również wibratory do piersi – umieszcza się je w staniku.

Kosmici i króliczki

Dzisiejszy wibrator (np. dzięki zastosowaniu cyberskóry, materiału przypominającego w dotyku skórę ludzką) może do złudzenia imitować – kształtem, kolorem i fakturą – prawdziwego członka. Może, ale nie musi. „Wiele kobiet lubi, żeby wibrator nie przypominał penisa. Często mówią, że nie ma co się oszukiwać, bo bardziej im chodzi o stymulację i doznania” – mówiła dr Alicja Długołęcka, seksuolożka, w rozmowie z Pauliną Reiter w „Wysokich Obcasach”.

Dlatego na półce pod hasłem „wibratory” znajdziemy dziś zarówno realistyczne sztuczne członki, jak i przedziwne machiny, rodem z filmu SF. Wyposażone w zaskakujące wypustki, odnóża, miękkie kolce i zgrubienia, przypominają egzotyczne owady i statki kosmiczne. Na drugim biegunie znajduje się nurt zwany – zależnie od gustu – „dziewczęcym” lub „infantylnym”. Wibratory świecące w ciemności, błękitne i różowe, zdobne w gwiazdki, w kształcie wesołych ludzików, a nawet króliczków. Do wyboru, do koloru.

Za wibrator – zależnie od użytego tworzywa i stopnia zaawansowania technologicznego – zapłacimy od 50 do kilkuset złotych. „Polecam wibratory z wyższej półki. Te droższe są prawie bezgłośne, a kobiety najczęściej się skarżą na głośny mechanizm, który przeszkadza im skupić się na masturbacji” – mówiła dr Długołęcka.

Przyjemność bez prądu

Kobietom, którym nie odpowiada warczący (choćby i cichutko) penis, pozostaje drugi klasyk gatunku – dildo. Kształtem (kolorem już niekoniecznie) dilda przypominają zwykle prawdziwego członka. Gumowe i silikonowe można kupić już za 20 zł., nieco więcej zapłacimy za te wykonane z żelu, najdroższe (zwykle ponad 300 zł.) są z cyberskóry.

Dildo może być wyposażone w specjalną gumową przyssawkę umożliwiającą przymocowanie go do gładkiej powierzchni – producenci zachwalają, że kobieta ma wówczas wolne ręce. Występuje także w wersji „dwa w jednym” – elastyczny, sztuczny członek o dwóch końcach służy do jednoczesnej stymulacji waginalnej i analnej lub zabaw dwuosobowych. W dziale „dildo” znajdziemy również obiekt zwany (dość makabrycznie) „protezą penisa” – sztuczny członek wyposażony w paski, pozwalające przymocować go do bioder. To typowy gadżet do zabaw w duecie, w seksie stricte lesbijskim stosowany jednak znacznie rzadziej, niż to się zdaje mężczyznom.

Inną propozycją dla kobiet obawiających się elektryczności są tzw. kule gejszy (zwykle silikonowe, z umieszczonym wewnątrz ciężarkiem). Wyposażone w sznureczek kulki mocuje się wewnątrz pochwy jak tampon i utrzymuje siłą mięśni. Dr Długołęcka poleca je każdej kobiecie – „Po pierwsze, dla przyjemności, po drugie, ćwiczą mięśnie Kegla i przede wszystkim, w średnim wieku, jako profilaktykę przy nietrzymaniu moczu”. Kule gejszy to wydatek rzędu 50-100 złotych.

Skrzypiący John

A jeśli sam sztuczny penis lub inne drobne akcesoria to za mało i marzy nam się pełnogabarytowy „przyjaciel”? „Seks-lalka” kojarzona bywa z zabawką raczej dla mężczyzn. W internecie i na sklepowych półkach rezydują jednak gumowi panowie o wiele mówiących imionach – np. Big John czy Jack Hammer. Sztucznego mężczyznę można sprawić sobie już za ok. 60 złotych (średnia cena to 250 zł). Jak jednak przestrzegają użytkowniczki, dmuchani panowie z niższej półki bywają zawodni. Są zimni, nieprzyjemni w dotyku, skrzypią i szeleszczą. Potraktowani zbyt brutalnie nieodwołalnie flaczeją (na szczęście niekiedy mają odczepiane penisy-wibratory, coś więc po nich pozostaje). Denerwujący może być również fakt, że wpatrują się w kochankę z bardzo szeroko otwartymi ustami. Większość męskich lalek zaprojektowano bowiem tak, by służyły zarówno, kobietom, jak i gejom. Jednak w przypadku zabawek droższych (np. z silikonu) nie jest to przynajmniej widoczne na pierwszy rzut oka.

Jedna z internautek na stronie poświęconej gadżetom poleca zabawkę o nazwie „Construction Man Doll” – „zastanawiałam się nad nabyciem jakiegoś gumowego 'przyjaciela’, i uważam, że ten jest godny polecenia – jako jedyny jest 'przystojny’ i efektowny. Jest też świetną ozdobą – znajomi myślą, że lalka stoi tu po to, by pokój wyglądał oryginalnie”.

Niezupełnie dla kobiety

Ta ostatnia wypowiedź świadczy, jak istotna dla kobiet jest estetyka gadżetów erotycznych. Lubimy przedmioty starannie wykonane, ładne i ergonomiczne. Najlepiej, żeby były również elegancko opakowane. Z tym ostatnim bywa kłopot – pudełko wibratora często przypomina okładkę kiepskiego filmu pornograficznego, gadżety reklamują piersiaste tlenione blondyny w wyzywających pozach. „Kobieta, która się masturbuje, pobudza własną wyobraźnię i ma ochotę pobyć ze sobą. A tu wygląda to tak, jakby miała to robić wyłącznie na pokaz i dla mężczyzny” – zauważała Alicja Długołęcka. Także część gadżetów erotycznych do zabaw we dwoje jest zaprojektowana według podobnego klucza. Gumowe gorsety, biustonosze z dziurami w miejscu piersi, monstrualnie wysokie buty, świecące nalepki na sutki, stroje pielęgniarek i króliczków Playboya (często wykonane z nieprzyjemnych, sztucznych materiałów) – to akcesoria, które przyozdabiać mają wprawdzie kobietę, jednak raczej znikomy procent pań poczuje się w nich komfortowo i naprawdę sexy.

Na szczęście do zabaw we dwoje służą też gadżety dużo subtelniejsze – jadalna bielizna (bywa całkiem ładna), piórka do łaskotania i pieszczenia ciała czy akcesoria do bodypaintingu – np. czekolada i karmel (w eleganckich pudełeczkach z dołączonym specjalnym pędzelkiem) lub świecący w ultrafiolecie długopis. Całości dopełniają planszowe gry erotyczne, intymna bielizna, zapachowe świece i olejki do masażu… „Gadżet erotyczny” to pojemne pojęcie.